Image default
Start » x. Roman Soszyński 1912-2003
BialaReligia

x. Roman Soszyński 1912-2003

Roman Soszyński urodził się 29 lutego 1912 roku się na Podlasiu w miejscowości Przekop, w rodzinie drobnoszlacheckiej.  Ojciec księdza R. Soszyńskiego Ludwik Soszyński, dzierżawił młyn w Knychówku. w której Soszyńscy od pokoleń byli młynarzami. „Pochodzę więc ze starej rodziny młynarzy” – podkreślał z dumą ksiądz Roman. Matka Romana, Waleria, wydała na świat siedmioro dzieci: czterech synów i trzy córki. Brat Romana – Julian, zgodnie z wolą matki był przeznaczony do seminarium duchownego. Nie spełniło się jednak marzenie Walerii Soszyńskiej, gdyż młody Julian nie miał powołania i zbiegł z seminarium w Janowie Podlaskim. Pragnął on zostać wojskowym, wylądował więc ostatecznie w podchorążówce piechoty. Roman był czwartym dzieckiem w rodzinie Soszyńskich. I to właśnie on, „po niechlubnym wyczynie brata”, uparł się, że ukończy Seminarium Duchowne w Janowie Podlaskim.

Zanim młody Roman znalazł się w seminarium janowskim, odbył nauki w gimnazjum im. Stanisława Żółkiewskiego w Siedlcach, gdzie rodzina Soszyńskich przeprowadziła się w 1919 r. W tym czasie Siedlce liczyły 35 000 mieszkańców. Dla młodego ucznia, przybyłego z małej podlaskiej wsi (Knychówek) wydawało się to miasto bardzo dużym i pięknym. W gimnazjum siedleckim Roman wybrał język niemiecki, a było to wbrew woli matki. Po jakimś czasie uległ jednak jej usilnym perswazjom i przeniósł się na język francuski. Madame Karpiński, profesor francuskiego, była osobą bardzo wymagającą i surową. Powtarzała często swoim niesfornym uczniom: Mon Dieu, qu’est ce que je vais faire avec vous, au lieu de devenir professeur j’aurais dii choisir un métter manuel, à la voirie comme casseur des pierres (Mój Boże, dlaczego wybrałam taki ciężki zawód? Gdybym była kamieniarzem, to lżej mi byłoby tłuc kamienie na szosie). Od tamtej pory marzeniem przyszłego księdza była podróż do Francji. Marzenie to spełniło się dopiero w latach osiemdziesiątych, kiedy ks. Soszyński udał się z grupą pielgrzymów do Lourdes. I jak wspominają uczestniczki tej słynnej pielgrzymi: nawet potrafił dogadać się z Francuzami. Wniosek z tego oczywisty: nauka Madame Karpińskiej nie poszła w las.

Naukę w wyższym Seminarium Duchownym w Janowie Podlaskim rozpoczął Roman, jako osiemnastoletni chłopiec, w sześcioosobowej grupie młodych kleryków. Jak sam wspomina o sobie, był „uczniem autentycznie skupionym i pokornym”. Gmach janowskiego seminarium wywarł na młodym kleryku niebywałe wrażenie. Być może w umyśle młodego chłopca budowla ta symbolizowała również potęgę instytucji i struktur kościelnych.

W pamięci młodego Romana utkwiło kilka sylwetek niezmiernie ciekawych i barwnych postaci profesorów janowskich z tego okresu. Duże trudności młodemu kandydatowi na księdza sprawiały seminaryjne wykłady, które odbywały się w języku łacińskim. Uparty i pracowity Roman, a do tego posłuszny, trudności te w końcu pokonał.

Nauka w seminarium janowskim trwała sześć lat. Po uzyskaniu pozytywnej oceny Rady Pedagogicznej odbyło się wyświęcenie kleryka na księdza. Ceremonię tę prowadził Henryk Przeździecki, pierwszy biskup w odrodzonej po zaborach diecezji podlaskiej. Uroczystość ta miała miejsce w kaplicy janowskiej. Pierwszą mszę prymicyjną młody kapłan odprawił w kościele w Siedlcach.

Pierwszym doświadczeniem duszpasterskim młodego wikarego była posada w Parysowie, maleńkiej osadzie oddalonej 9 kilometrów od Garwolina.

Wojna zastała wikarego w Żelechowie. Do dzisiaj nie może zapomnieć ponurego widoku kolumn niemieckich pędzących pokonanych żołnierzy Wojska Polskiego. Nikt wtedy nie przypuszczał, że wojna będzie trwała aż pięć długich i nieludzkich lat. W Żelechowie ksiądz Soszyński spędził trzy i pół roku, następnie pełnił posługę kapłańską w parafiach Krzesk i Mokobody.

Mokobody to niewielkie miasteczko, położone tam, gdzie Mazowsze styka się z Podlasiem. Nic szczególnego nie wiązało się z tym miejscem. Znajduje się tam natomiast klasycystyczna świątynia i sanktuarium Matki Boskiej. Być może wspomnienia z okresu wojennego są zbyt smutne, gdyż ks. Soszyński niewiele o nich mówi, wyłączając pobyt w Piszczacu.

Lata 1942-1967 to pełnienie misji proboszcza w Piszczacu. Był to swojego rodzaju awans i synekury, ponieważ probostwo wiązało się z władaniem i dzierżawą 72 hektarów ziemi. Probostwo objął ks. R. Soszyński po Władysławie Zwierzykowskim, który został aresztowany przez Niemców. Był to okres bardzo trudny, chociaż wspomagał go młody wikary. Jak wspomina, był to okres kontestacji ze strony młodszego duchowieństwa w stosunku do duchownych przedwojennych. Różnica pokoleń! Proboszcz określany był przez młodych jako człowiek „starej daty”, „zacofany i ciemny”, po prostu „stary piernik”. Wikariusze przemieszczali się już nie konno, jak dawniej podróżowano, ale na motocyklach. Uważali się za nowoczesnych.

W Piszczacu, małym miasteczku na wschodzie Polski mieszkało w okresie międzywojennym 1 800 osób. żydów było ok. 640, co stanowiło 30% całej ludności. Społeczność Piszczaca, jak wielu innych wschodnich osad i miasteczek, była bardzo zróżnicowana pod względem etnicznym, religijnym i kulturowym. Obok ludności wyznania mojżeszowego mieszkali tam również prawosławni Rusini i katoliccy Polacy.

Była to miejscowość uboga, ale słynęła z targów końskich, które odbywały się raz w tygodniu. Piszczac położony jest niedaleko węzła kolejowego Chotyłów, gdzie w latach wojny znajdowała się siedziba żandarmerii.

W Piszczacu ks. R. Soszyński spędził 25 lat. Rozpoczął tam skrupulatne prowadzenie kroniki parafialnej. Korzystał z archiwum kancelarii parafialnej, z archiwum hipotecznego w Białej Podlaskiej, gromadził również przekazy ustne od osób, które mieszkały w Piszczacu i okolicach od wielu pokoleń.

W 1967 r. ks. Soszyński wyjechał do Włodawy, gdzie do 1970 r. piastował urząd dziekana. Rok 1966 zapisał się w życiu księdza awansem w hierarchii kościelnej, tzn. mianowaniem przez bpa Ignacego Świrskiego na kanonika honorowego kapituły katedry siedleckiej. Kolejny awans to funkcja dziekana. Zostałem mianowany dziekanem przez biskupa Sokołowskiego

Przybyłem do Włodawy wtedy, kiedy miasteczko to otrzymało tytuł Mistrza Czystości w województwie lubelskim. Nawiązując do czystości miasta, wygłosiłem wtedy kazanie o potrzebie czystości moralnej. Zostało ono wtedy dobrze przyjęte przez ówczesne władze, nie wiem tylko, czy zrozumiały one dobrze jego przesłanie. W mojej pracy duszpasterskiej najbardziej lubiłem kaznodziejstwo oraz wszystko, co łączyło się z przygotowaniem i opracowywaniem kazań.

W 1976 r. ksiądz R. Soszyński przybył do Białej Podlaskiej i było to jego ostatnie probostwo. W 1987 r. przeszedł na emeryturę. Jedenaście lat pobytu w Białej Podlaskiej pokrywały się z okresem trudności ekonomicznych, jakie w tym czasie nękały Polskę. Szczególnie dawało się to odczuć przy zaopatrywaniu się w żywność. Proboszcz miał do pomocy dwóch wikariuszy, którzy nieustannie narzekali na „słabe życie” (wyżywienie). Ciągle tylko kaszanka, gnaty i galareta – mówili. Ale kiedy proboszcz zachęcał ich do pójścia w kolejkę po zakupy, to odpowiadali: nie święciliśmy się przecież po to, by po sklepach ganiać!

Życie na plebanii nie ograniczało się jednak tylko do codziennych posług religijnych czy zaopatrzeniowych. Nie samym chlebem przecież żyje człowiek! Czas księdza wypełniony był również działalnością naukową i popularnonaukową.

Dużą część wolnego czasu poświęcał poznawaniu i badaniu przeszłości regionu. Zagadnienie, które szczególnie leżało mu na sercu to spopularyzowanie dziejów unitów podlaskich. To właśnie dlatego ksiądz opracował i wydał własnym sumptem dwie książki o tej tematyce.

Ksiądz Soszyński potrafił opowiadać barwnie, przeplatając swój dyskurs dykteryjkami i zabawnymi anegdotami, posługując się językiem soczystym i cudownie polskim.

Ks. R. Soszyński przeżył pierwszą wojnę światową, odzyskiwanie niepodległości przez Polskę, lata międzywojenne, okupację sowiecką i hitlerowską, a lwia część jego duszpasterstwa przypadła na blisko półwieczne lata rządów komunistycznych. Były to czasy, kiedy kościół katolicki uważany był przez ówczesne władze za wroga ideologicznego.

Dzięki zabiegom i uporowi księdza Soszyńskiego rzeźba przedstawiająca świętego Michała na smoku, autorstwa Tadeusza Ulatowskiego, stoi od 1979 r. w centralnej części Białej Podlaskiej.

na emeryturze. całkowicie poświęcił się swojej pasji życiowej poznawaniu historii. To właśnie w tym czasie ukończył wyższe studia magisterskie (promotor dr Tadeusz Krawczuk, dyrektor Archiwum Akt Nowych w Warszawie).

Ksiądz R. Soszyński jest autorem historii parafii i kościoła św. Anny, najstarszej świątyni Białej Podlaskiej. Bardzo obszerna, oparta na zachowanych dokumentach, jest także cennym źródłem wiedzy o dziejach i życiu Białej Podlaskiej na przestrzeni kilku wieków.

Fragmenty – z: Regionalista w sutannie. Marta Teodorko-Lefevre 2022

Ksiądz R. Soszyński był kapłanem z powołania, tradycyjnym – do końca życia odmawiał Brewiarz kapłański po łacinie, a fragmenty modlitw mszalnych odmawianych po cichu także wymawiał w języku Kościoła – czyli po łacinie….

Poza tym jeśli chodzi o poglądy ideowo-polityczne, to były one na wskroś polskie, narodowe.

Bolał np. nad niewdzięcznością przedwojennych sąsiadów – mieszkańców RP, żydów, którzy 17 września 1939 r witali z „radością” Sowieckie wojska – w miejscowościach Podlasia, m.in. w Białej Podlaskiej po prostu budowali tzw.  „bramy powitalne”….

Ksiądz Roman Soszyński zmarł 20 grudnia 2003 r. w Białej Podlaskiej.

Zdjęcia ze zbiorów- Działu Wiedzy o Regionie Miejskiej Biblioteki Publicznej w Białej Podlaskiej

1. komentarz

Stanisław Mizikowski 11 kwietnia 2024 o 07:50

Człowiek Wielkigo SERCA, pomagał ludziom biednym
Sam odmawiał sobie wszystkiego oddając co miał dla nich

Odpowiedz

Zostaw komentarz

ajax-loader